środa, 23 stycznia 2013

Dziekan wypowiedział wojnę. Łatwo zrobić - trudniej wygrać (31.).

23-01-2013

WAŻNE LINKI
INNE WAŻNE LINKI
ESEJ, KTÓRY SKOŃCZYŁEM W POPRZEDNIM TYGODNIU

Kilka razy zadawałem sobie pytanie o przyczyny tej gigantycznie wysokiej samooceny dyrektora Instytutu Kulturoznawstwa UAM – nie tylko w kwestii zasług dla UAM wymagających gigantycznej zapłaty (patrz poprzedni wpis). I nie znalazłem odpowiedzi. Nie wiem, naprawdę nie wiem, co nie pozwala Mu zaakceptować własnej przeciętności. Z czym ja nigdy nie miałem żadnego problemu. Ale wracajmy do sprawy głównej.

Na początku roku 2009, dziekan WNS UAM posiadł był wiedzę dotyczącą stanu rzeczy przedstawionego w dwóch ostatnich wpisach. Jako nauczyciel akademicki, samodzielny pracownik nauki Wydziału Nauk Społecznych UAM nie usłyszałem nigdy, by najważniejsze ciało kolegialne wydziału – Rada Wydziału, zostało poinformowane o tym, bądź co bądź niecodziennym wydarzeniu. Wnioskuję z tego, o czym już pisałem, że z sobie tylko znanych powodów dziekan WNS zataił przez Radą Wydziału tę wiedzę. Pytałem już, ale zapytam raz jeszcze: jakie były powody takiej decyzji?

Życzliwa interpretacja postępowania dziekana WNS UAM w tej sprawie dopuszcza domniemanie, że UZNAŁ TYTUŁY WYPŁAT ZA NIEDORZECZNE LUB CO NAJMNIEJ PRZESADZONE i w trybie „osobistym” zażądał od dyrektora Instytutu Kulturoznawstwa ZWROTU UNIWERSYTECKICH PIENIĘDZY. Ten drugi okazał zrozumiałą w takiej sytuacji skruchę, oddał wszystko co do grosza i panowie padli sobie w objęcia.

Bardzo chciałbym, żeby było tak jak w powyższym domniemaniu. Przyjąłbym nawet argumentację, że skoro sprawca niewidocznych i niesłyszalnych osiągnięć („za działalność”) okazuje skruchę i zwraca uniwersytetowi pieniądze, to nie ma potrzeby wszczynania postępowania wyjaśniającego i angażowania autorytetu Rady Wydziału.

Jeśli nie było tak jak w powyższym domniemaniu ..., cóż – można spróbować odzyskać uniwersyteckie pieniądze teraz. Dziekan może przecież zażądać ich zwrotu, a niemalże wszyscy na WNS UAM wiedzą jak bardzo by się dzisiaj przydały. Nie trzeba by oszczędzać na oświetleniu i papierze … Nie żebym był przeciwny oszczędzaniu elektryczności i papieru. Jestem za oszczędnością, która bierze się z głębokiego przekonania o kolosalnym znaczeniu tego zagadnienia dla środowiska, czyli: stać mnie na zużywanie każdej ilości prądu i papieru, ale oszczędzam, bo wiem że tak trzeba. To jakościowo inna sytuacja niż ta, gdzie wyłączam światło, bo nie mam czym zapłacić.

WAŻNE LINKI
INNE WAŻNE LINKI
ESEJ, KTÓRY SKOŃCZYŁEM W POPRZEDNIM TYGODNIU

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze do moich postów są ANONIMOWE. Jednakowoż NIE ZABRANIAM podpisywania się - jeśli komentator uzna, że jest to potrzebne. Andrzej Kocikowski